Reinkarnacja? Owszem, istnieje...

Jako uczennica szkoły podstawowej ulegałam uczniowskiej modzie i przestrzegałam reguł bycia trendy. Za moich czasów w modzie był Fox Moulder. Jeśli nie obejrzało się kolejnego odcinka "Z archiwum X" nie było się trendy. Zatem co tydzień, niekiedy w tajemnicy przed rodzicami, włączałam swój 14 calowy telewizorek, na uszy zakładałam słuchawki i... choć umierałam ze strachu to twardo patrzyłam na ekran.Potwory, UFO i inne pierdoły nie przerażały mnie tak jak DUCHY. Duchy były makabrą. Odnicki o duchach po prostu powodowały, że moje serce się zatrzymywało, a ja nie spałam przez całą noc, czując, że ktoś mnie obserwuje....Potem przybyło mi parę lat i strach powoli zastępowała ciekawość. Po przetowrzeniu baaardzo wielu informacji stwierdziłam, że to bajki, że duchy nie istnieją, a wszelkie "dowody" na ich istnienie są albo spreparowane albo możliwe do wyjaśnienia przez naukę. Kolejnych kilka lat żyłam z tym przeświadczeniem.
Aż pewnego dnia.....
Przyszła do mnie znajoma. Zapytała czy nie chciałabym zarobić. No oczywiście że chcę!!
"Słuchaj. Znam takiego człowieka. Na nazwisko ma K. Jest hipnotyzerem. Leczy hipnozą. Cofa w niej ludzi do poprzedniego wcielenia. Wierzy, że wszelkie problemy, choroby i złe rzeczy, które nam się przydażają są wynikiem tego, jak żyliśmy w poprzednim wcieleniu. On ma zamiar napisać o tym książkę. Dlatego wszystkie seanse nagrywa na kasety. I potrzebuje kogoś kto tych kaset będzie słuchał i spisywał wszystkie te rozmowy na komputerze. Płaci za stronę. Dosyć dużo. Jeśli chcesz to masz ta robotę w kieszeni"
Ba! Pewnie, że chcę. Dobrze płacą. Z domu wychodzić nie muszę. W dodatku na pewno nieźle się ubawię i będę miała co opowiadać do końca życia znajomym. Biore to zlecenie!
I nie myliłam się... Mam o czym opowiadać znajomym...
Słuchając tych kaset znów poczyłam się jak ta dziewczynka z podstawówki. Oni wszyscy mówili tak przekonywująco. Mówili o śmiesznych i makabrycznych rzeczach. Mówili w innych językach!!
Pewnien człowiek opowiadał, że był kapitanem hiszpańskiego statku handlowego. Pewnego dnia zboczyli z kursu i dotarli do zupełnie nieznanej sobie wyspy, na której żyło dzikie plemię, z którym później robili interesy. Ten człowiek na prośbę pana K. zaczął mówić po hiszpańsku! Potem w języku tegoż plemienia! To naprawdę brzmiało jak słowa, zdania, a nie przypominało żadnego języka, który mogłam kiedykolwiek słyszeć.
Jąkająca się kobieta przyszła z powodu swojego problemu z mówieniem. Jąkała się strasznie. Opowiadała, jak żyła ze swoim ojcem w gospodarstwie rolnym. On ją bił. Była służącą we własnym domu. Pewnego dnia podziobały ją gęsi. Pan K. wierzył, że to przez te gęsi i przeżycia z ojcem ona jąka się teraz. Mówił do niej spokojnym, cichym głosem "nie masz się już czego bać. to minęło. już tego niema. uspokój się..." ONA PRZESTAŁA SIĘ JĄKAĆ!!
"Żyłam na wsi. Z rodziną. Trwała II wojna światowa. Mieszkałam z mamą i babcią. Pewnego dnia do naszej wioski przyjechali Niemcy. Grabili domy, zabierali bydło. Przyszli i do nas. Mama kazała mi się schować w domu, w pokoju. Widziałam przez okno jak babcia zginęła od postrzału. Mamę zabito siekierą bo sprzeciwiła się któremus z nich. Potem weszli do domu. Stanęłam za kotarą. Znaleźli mnie. Ostatnie co pamiętam to lufa pistoleu przed moimi oczyma" - tak mniej więcej brzmiała ta historia.
Codziennie ciarki przechodziły mi po plecach.
Ale nie tylko ze względu na opowieści o życiu. Głównie przez opowiadania o śmierci.
Każdy z ludzi, któych musiałam wysłuchać, a było ich mnóstwo, mówił dokładnie o tym samym.
Najpierw robiło się ciemno. Potem unosili się do góry i widzieli swoje ciało w dole. Potem pojawiał sie biały, świetlisty tunel. Wychodzili z tego tunelu do okrągłego pomieszczenia. Nigdzie nie było drzwi. Po prostu się tam pojawiali. Naokoło pod ścianami stały regały, tak wysokie, że nie było widać gdzie się kończyły. Na regałach stały książki. Jedna obok drugiej. Nie było wolnego miejsca. Potem dostrzegali ogromne drewniane biurko. Stało pośrodku pomieszczenia. Przy biurku siedział bardzo stary mężczyzna. Przed nim zawsze leżała księga. Otwierał tę księgę i opowiadał o życiu człowieka, który go odwiedził. Mówił o chwilach dobrych i złych. Szczególnie o jego uczynkach i postępowaniu. Potem wszystk oto podsumowywał i wysyłał tą... "duszę" spowrotem tu, do nas. Kolejne wcielenie miało być nagrodą bądź karą za poprzednie.
Słyszałam tę historię wiele razy, bardzo wiele razy. Niezależnie od tego, czy mówiła kobieta czy mężczyzna, osoba młoda czy stara, na pierwszej kasecie czy na dziesiątej - koniec zwsze był ten sam.
Wierzę w to całym sercem. Wierzę, że czeka mnie nowe życie. Słyszałam wszystkie te opowieści i wywarły na mnie wielkie wrażenie i wpływ.
Kilka miesięcy później pan K. pojawił się w jednym z reality-show. Wszyscy mówili "kicha" a ja wiedziałam, ze to nie kicha... Ale po co przekonywać kogoś na siłę. Ja swoje wiem

2 komentarze:

Anonimowy pisze...

Świetne :) mam podobne poglądy...

Anonimowy pisze...

Cieszę się, że nie jestem sama :)